Komentarze do: WIEDŹMIŃSKIE SZKOŁY + KONKURS http://rivski.pl/index.php/2016/06/09/wiedzminskie-szkoly-konkurs/ Rivski - fantastyka od kuchni Tue, 01 May 2018 17:59:00 +0000 hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 Autor: Kamil Wiekiera http://rivski.pl/index.php/2016/06/09/wiedzminskie-szkoly-konkurs/#comment-9048 Thu, 09 Jun 2016 20:33:18 +0000 http://www.rivskiwloczega.pl/?p=2590#comment-9048 To był zły czas dla Skellige, rozbite plemiona walczyły między sobą zaciekle, jarlowie nie potrafili ugasić wojennej pożogi która trawiła ich mroźne ziemie. Lud Wysp cierpiał głód i nędzę, w lasach panoszyły się bestie, druidzi nawoływali do zakończenia tego szaleństwa… wielu z nich przyozdobiło wyniosłe dęby rosnące przy traktach swymi sinymi i obszarpanymi z mięsa ciałami, gdyż to właśnie sługi Matki Ziemi lud obwiniał o głód, który zajrzał im w oczy. Lecz w tych mrocznych czasach drogie dzieci, niczym feniks z popiołów powstali wojownicy, nie ludzie i nie potwory, zwani wiedźminami.
Trudnili się zabijaniem bestii, jeżdżąc od wsi do wsi zbierali zlecenia, wraz z nieprzychylnymi spojrzeniami i klątwami wypowiadanymi za ich plecami. Powiadano, że wiedźmini nie mają ni matek, ni ojców, że zostali stworzeni u zarania świata jako filar podtrzymujący chwiejną równowagę między światłem i ciemnością. Tak powiadają, jak jest naprawdę? O to musielibyście zapytać któregoś z nich. ale wracając do opowieści… W tych trudnych dla Wyspiarzy czasach, pewnej mroźnej nocy do gospody “Pod Tańczącym Drakkarem” wpadła grupa rosłych drwali, ciągnąc za sobą coś, co wyglądało jak pulsująca kupa czerwonej tkanki. Okazało się, że był to jeden z drwali. Jak się później okazało brygada drwali, nie bacząc na zbliżający się mrok karczowała kolejny wycinek lasu gdy niczym boska pięść spadła na nich bestia, tnąc w furii pazurami, zwalając swym gigantycznym cielskiem z nóg kilku ludzi na raz. Niewielu uszło z życiem, część zbiegła do lasu, ci którzy dotarli do karczmy mieli wiele szczęścia.
Gdy przerażona acz zaciekawiona gawiedź z otwartymi szeroko oczyma słuchała tej opowieści, z rogu karczmy wychynął barczysty mężczyzna o włosach koloru jesiennych liści i takiej też bujnej brodzie.
-Zwą mnie Asgeir- rzekł do gawiedzi- i, jak sądzę, mogę być jedyną osobą która jest w stanie rozwiązać ten problem.
W blasku bijącym od ogniska dało się zauważyć jego nienaturalne, wiecznie czujne oczy.
-Pany! To jest wiedźmin! Na psa urok, nie patrzajcie mu w oczy bo was w kamień pozmienia!- krzyknął ktoś z tłumu.
-Cichaj tam Follo, foczy pomiocie, chcesz być następny?- niski, korpulentny krasnolud spojrzał wymownie na bezkształtną, krwawą masę leżącą u ich stóp.- Toć imć wiedźmin ma rację, któryś z was taki odważny żeby bestyi prosto do paszczy wskoczyć?- splunął przez lewe ramię.- Bo ja za bardzo swoje dziatki miłuję, żeby w tak głupi sposób umrzeć. Ty wiedźminie to co innego, ni to dziatwy się nie doczekasz, ni to nawet przyjemności życia z dziewką nie zaznasz bo i która takiego by… ach na psa urok, mogłem zmiarkować z napitkiem, nieważne! Nieważne! Jako żem Gustav Bregsson, własciciel tego zajazdu wszem i wobec obiecuję ci sakwę złota za tego bydlaka, nie może się to to pałętać w pobliżu gościńca.
Asgeir ani o oktawę nie zmieniając tonu głosu, cicho, lecz groźnie odpowiedział jeno- Połowa z góry, nim nastanie świt głowa bestii zawiśnie u ciebie nad kominkiem.
– Tyś niepoważny, kto potem, nie dajcie bogowie, od trupa pieniądz odzyska…- krasnal nie skończył gdy został przestrzelony na wylot rozsierdzonymi spojrzeniami.- A niechaj ci będzie, na psa urok, bierz i niech bogowie będą z tobą. Przyda ci się.
Zabójca potworów nie zwalniając kroku złapał sakiewkę w locie, poprawił topór przytroczony do pasa i ruszył w gęstą ciemność, dziś łowca zapoluje na łowcę…
Węsząc niczym pies, szukając w powietrzu zapachu krwi i moczu kierował się na południe, ku wypełnionej czernią gęstwinie drzew. Nadludzkim wzrokiem dostrzegał plamy krwi na korze drzew i poszyciu leśnym, wtem jego skupienie przerwał przeciągły, leniwy pomruk. Zabójca schylił się niespiesznie, stopy stawiał rozważnie. Na polanie rozciągającej sie przed nim, w blasku księżyca dostrzegł potężną jak góra, czworonożną sylwetkę. Bestia krążyła po polanie węsząc, warcząc i wyjąc. Dopiero teraz wiedźmin dostrzegł krąg mniejszych stworzeń- ptaków, zajęcy, lisów a nawet wilków, wyglądających jakby wysłuchiwały rozkazów monstrum.
Wiedźmin, wyprowadzony tym co zobaczył z równowagi, nierozważnie nadepnął na gałąź leżącą na ziemi. Trzask który sie rozległ dla człowieka byłby jeno nikłym tchnieniem, jednak dla zwierząt i wyczulonych zmysłów wiedźmina był niczym wybuch. Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Nie miał wyboru, poprawił topór przy pasie i wyszedł na polanę.
W jego głowie rozległ sie tubalny pomruk.- Czego szukasz w domenie natury mutancie? Stoisz przed Królem Głuszy, wielkim Ursą, ostatnim z walczących z zarazą zwaną przez takich jak ty ludźmi. Nie należysz ani do nich, ani tym bardziej do Natury, odejdź stąd. To nie jest twoja walka.
Asgeir bez słowa dobył broni, pomniejsze zwierzęta schowały się w gęstwinie, na naturalnej arenie pozostał tylko on i Ursa, potężny niedźwiedź, pan tej krainy.

Walka trwała długo drogie dzieci, niektórzy mówią że księżyc zdążył wiele razy przewędrować po niebie zanim walka dobiegła końca. Ale ja nie wierzę w tę bujdę. Wiedźmini zawsze dotrzymują danego słowa.

Dla postronnego walka wyglądałaby jak wichura która z brutalną siłą przetaczała sie po polanie. Tytaniczna siła niedźwiedzia kontra niepojęta wręcz szybkość Zabójcy. Dziesięć długich jak sztylety pazurów konta jedno, zimne jak lód ostrze. Ich ciała parowały od potu. Wiedźmin krwawił z wielu mniej lub bardziej głębszych zadrapań, jego topór był złamany, niedźwiedź pozbawiony jednego oka kuśtykał, kuląc pod sobą tylną łapę.
Rozległ się warkot, później mrożące krew w żyłach wycie, lecz to nie był zew niedźwiedzia. Asgeir, opanowany przez berserk, nie czując już bólu, nie czując niczego prócz wszechogarniającej żądzy krwi rzucił się na Ursę i gołymi rękami przetrącił łeb bestii.
Stojąc nad parującym cielskiem bestii, głosem zimnym jak skelligijska stal powiedział tylko- Moje życie jest walką Królu.

Jeśli odwiedzicie kiedyś Skellige drogie dzieci i traficie do gospody “Pod Tańczącym Wisielcem”, będziecie mogły ujrzeć głowę Króla Ursy, po dziś dzień wiszącą nad kominkiem, mimo że i prawnuki Gustava Bregssona zdążyły już dawno, dawno temu wydać na świat swe własne dzieci.

Zapytacie pewnie co stało się z Asgeirem? Tego nie wie nikt, lecz od tej pory tylko cech wiedźminów ze Skellige miał prawo zwać się Szkołą Niedźwiedzia…

Stary, przygarbiony mężczyzna wstał od kominka, podpierając się na sękatej lasce, gdy otworzył drzwi, zimny wicher zwiał mu przepastny kaptur z głowy odsłaniając poprzetykane srebrem włosy koloru jesiennych liści…

I właśnie dlatego uważam, że Cech Niedźwiedzia to jedyny i najlepszy wybór!

]]>
Autor: Rivski http://rivski.pl/index.php/2016/06/09/wiedzminskie-szkoly-konkurs/#comment-9047 Thu, 09 Jun 2016 20:29:04 +0000 http://www.rivskiwloczega.pl/?p=2590#comment-9047 Cześć! 🙂 Dziękuję za twój komentarz ale czy mógłbyś go wysłać na e-mail [email protected]? Tam zbieram odpowiedzi konkursowe.
Pozdrawiam!

]]>
Autor: Jędrzej Gruszczyński http://rivski.pl/index.php/2016/06/09/wiedzminskie-szkoly-konkurs/#comment-9046 Thu, 09 Jun 2016 18:26:30 +0000 http://www.rivskiwloczega.pl/?p=2590#comment-9046 Nigdy nie przepadałem za postaciami czystymi i krystalicznymi jak łza. Bohater to jak najbardziej stwierdzenie subiektywne i należy pamiętać, że każdy z nas definiuje je inaczej. Dla mnie bohaterem jest ktoś kto jest w samym centrum wydarzeń, ktoś kto przy tym jest także ludzki: posiada uwidocznione moce i słabe cechy. Dlatego pokochałem twórczość Sapkowskiego, nic tutaj nie jest czarno-białe. Świat jest szary, a wybory to tylko odcienie tego koloru. Dlatego zawsze podziwiałem szkołę kota i to z nimi chciałbym być utożsamiany. Szkoła o najgorszej renomie w zawodzie, którym gardzą niemal wszyscy. Ci u których najbardziej widać dysonans, wewnętrzną walkę dobra i zła. To właśnie szkoła kota przypomina mi, że jesteśmy tylko ludźmi, i czasem niezależnie od tego jak bardzo chcemy czynić dobro, potrafimy prowadzić do niechcianego złego.

]]>