Artykuł LEGENDY POLSKIE. ALLEGRO pochodzi z serwisu Rivski.
]]>Wielu z Was, z pewnością na hasło „Legendy Polskie. Allegro” ma przed oczami serię filmów krótkometrażowych w reżyserii Tomasza Bagińskiego, które powstały na zamówienie Allegro. Nic bardziej mylnego, jednak tym razem nie o filmach, a o książce sygnowanej tym samym tytułem. W ręce czytelnika wpada antologia pełna takich różnorodności jak alternatywne wersje dobrze znanych nam legend, gdzie fantastyka i science fiction przeplata się z podaniami ludowymi oraz humorystycznym motywem o zabarwieniem patriotycznym. Całość prezentuje sześć opowiadań:
Jakub Małecki: Zwyczajny gigant (inspirowane legendą Pan Twardowski)
Elżbieta Cherezińska: Spójrz mi w oczy (inspirowane legendą Bazyliszek)
Radosław Rak: Kwiaty paproci (inspirowane legendą Kwiat paproci)
Rafał Kosik: Śnięci rycerze (inspirowane legendą O śpiących rycerzach)
Robert M. Wegner: Milczenie owcy (inspirowane legendą Smok wawelski)
Łukasz Orbitowski: Niewidzialne (inspirowane legendą Żywa woda)
Biorąc książkę do rąk nasuwa się kilka pytań. Po pierwsze – czy opowiadania w ogóle mają coś wspólnego z serią filmów? Czy są rozwinięciem serii? A jeżeli tak, to czy poznamy dalsze losy bohaterów? Autorzy odpowiadają na te pytania, ale na nich nie poprzestają. W książce poznajemy nowych bohaterów i całkowicie nowe historie, które niekiedy odnoszą się do tego co znamy z serii filmów. Z wyjątkiem pierwszego opowiadania są to jedynie subtelne nawiązania, które mają na celu powiązanie jedną nicią różnych opowieści, w celu zaprezentowania czytelnikowi powoli rozwijającego się uniwersum „Legend polskich”. Przykładowo „Spójrz mi w oczy” (na podstawie Bazyliszka) autorstwa Elżbiety Cherezińskiej, nie ma absolutnie nic wspólnego z filmową wersją pt. „Operacja Bazyliszek”. Może za wyjątkiem motywu zamiany ofiar stwora w kamień. Nie jest jednak przez to gorszy, choć z pewnością pozostaje to kwestią prywatnego odbioru. Dla mnie książkowa szkarada jest nawet ciekawsza od swojego filmowego protoplasty. Co ciekawie twórcy zarówno filmów, jak i opowiadań starają się spajać swoje uniwersum, wykorzystując do tego technologię. Z pewnością kojarzycie ze wspomnianego powyżej filmu „Operacja Bazyliszek” radio firmy Twardowsky, model: KK-9. Mogę Wam zdradzić, że to nie jedyna rzecz, która produkowana jest przez firmę tego polskiego biznesmena. Zdradzić na ten temat nieco więcej może Rafał Kosik i jego tekst „Śnięci rycerze” – a konkretnie jeden śpiący rycerz, którego można przypadkowo spotkać podczas spaceru w okolicach Giewontu.
Na koniec warto wspomnieć o pierwszym opowiadaniu w książce, autorstwa Jakuba Małeckiego. „Zwyczajny gigant” to jedyny tekst, który świadomie i szczegółowo nawiązuje do historii, którą znamy z filmów „TWARDOWSKY”. Chcecie się dowiedzieć jak to się stało, że w ogóle bohater podpisał cyrograf z diabłem i dlaczego uciekł na księżyc? Koniecznie przeczytajcie to opowiadanie napisane z perspektywy żony Twardowskiego.
Czy warto sięgnąć po tę książkę? Zdecydowanie! Sześć zwięzłych opowiadań, wspaniale nakreślających perspektywę i kierunek w którym może rozwijać się uniwersum „Legend”. Subtelna próba zaproponowania czegoś nowego i świeżego z jednoczesnym uwzględnieniem korzeni całego projektu jest strzałem w dziesiątkę! Opowiadania zaskakują, intrygują, lecz na końcu – pozostawiają pewnego rodzaju niedosyt, bo są zwyczajnie za krótkie. Mam nadzieję, że w przyszłości poznamy kolejne opowiadania, a być może i niektóre wątki z tej książki również doczekają się ekranizacji. Jeżeli jesteście miłośnikami tej początkującej idei polskiego uniwersum opartego na starych baśniach i legendach, to koniecznie sięgnijcie po ten tytuł!
Tytuł: Legendy polskie
Autorzy: Jakub Małecki, Elżbieta Cherezińska, Radek Rak, Rafał Kosik,
Robert M. Wegner, Łukasz Orbitowski
Wydawnictwo: Allegro
Seria: Legendy Polskie Allegro
Artykuł LEGENDY POLSKIE. ALLEGRO pochodzi z serwisu Rivski.
]]>Artykuł MAGICZNE ZAWODY pochodzi z serwisu Rivski.
]]>„Magiczne zawody” to kolejna fantastyczna pozycja od Wydawictwa Bosz, wchodząca w skład serii Legendarz. Jeżeli tytuł nic Wam nie mówi, to przypominam, że autorzy odpowiadają m.in. za inną, równie barwną ilustrowaną książkę – „Bestiariusz słowiański”.
Motywem przewodnim książki jest postać kowala, czarownika i alchemika. We wstępie autorzy uzasadnili swoją decyzję tym, iż publikacja jest „próbą naświetlenia fragmentu światowej sieci legend z perspektywy właśnie zawodu kowala na Słowiańszczyźnie. Wątki które najsilniej łączą te opowieści z innymi, to przede wszystkim opowieści o magii transmutacji (…) oraz o pakcie z diabłem. Ale jest jeszcze historia o niebiańskim pochodzeniu żelaza, o bogach-kowalach, o pierwszych kowalach na ziemi, a snując dalej wątek o transmutacji, dochodzimy do krainy czarów i czarowników”.
Z wielobarwnego zbioru podań moją ulubioną częścią, stała się ta poświęcona czarnoksiężnikom. Wyróżnienie tej kategorii wynika z osobistej sympatii do postaci Twardowskiego. A niemało możecie się o nim dowiedzieć! Oprócz klasycznej i dobrze znanej historii o słynnym szlachcicu i jego podstępnych umowach z Najwyższym Pośród Czartów, poznacie też jego inne przygody, odwiedzicie szczególne miejsca oraz dowiecie się co nieco o artefaktach, z których słynął Krakowski Mistrz. Mowa tu oczywiście o diabelskim lustrze, niefortunnym seansie spirytystycznym przed królem Zygmuntem, czy o miejscach, takich jak brama Twardowskiego w Złotym Potoku, wgłębienie na Krzemionkach Podgórskich, zwane szkołą Twardowskiego oraz wiele więcej! Jeżeli lubicie postać tego intrygującego czarnoksiężnika i chcielibyście usłyszeć więcej podobnych historii, to z pewnością polubicie inne legendy, które w podobnym tonie odnoszą się do relacji człowieka z diabłem. Mowa tutaj o kowalach, którzy nie gorzej niż Twardowski potrafili dobijać targu z diabelskimi istotami. Jak na tym wychodzili? W ogólnym zarysie – bardzo różnie, choć w dużej mierze obie strony, koniec końców, zawierały słodko-gorzki kompromis. Rozchodzili się potem, z głowami pełnymi wymyślnych podstępów, przygotowanych specjalnie z myślą o sobie nawzajem. Niejeden bohater tych opowieści zaszedł Diabłu za skórę i śnił się w smolistych koszmarach.
Pozostając jeszcze na chwilę przy zawodzie kowala, przypaść Wam mogą do gustu też inne podania, jak np. historia o kowalu i wojsku Świętej Jadwigi. Z pewnością każdy z Was kojarzy legendę o śpiącym rycerzu, którego postać wkomponowana jest w szczyty Tatr ze słynnym Giewontem na czele. Istnieje cała seria podań odnosząca się do uśpionych obrońców Polski, którzy mają zbudzić się ze snu, gdy kraj znajdzie się w potrzebie. W tej książce (jak i innych z serii Legendarz) możecie poznać kolejną część tej barwnej i fascynującej legendy, uzupełniając tym samym wiedzę o nieco zapomnianych strażnikach Polski. Nie myślcie jednak, że książka uboga jest w istoty o słowiańskich korzeniach. Możemy doświadczyć zgrabnego lawirowania pomiędzy wyróżnionymi bohaterami, a całkiem nowymi bytami i stworami jak m.in. Wietrunik, Kobale, Atwor, czy innymi duchami i zjawami dla których również nie zabrakło miejsca w tym wydaniu.
Wraz z każdą kolejną stroną czytelnik odkrywa nowe, często zapomniane fragmenty odnoszące się do naszego dziedzictwa kulturowego i choć autorzy skromnie wypowiadają się o swojej pracy, wymieniając na pierwszym miejscu bogaty dorobek fascynatów, którzy przetarli ich szlaki, to należy oddać, że dzięki wrażliwemu podejściu twórców książki do tematu, „Magiczne zawody” jak i pozostałe publikacje z serii stały się przystępną dla każdego podróżą w nieznane. Jeżeli ktokolwiek chciałby zrobić pierwszy (a być może i kolejny) krok w stronę poznania dawnych legend i wierzeń, to z tą książką może śmiało rozpocząć lub kontynuować swoją przygodę z duchem słowiańskości. Bardzo zadowalające jest to, jak obfity w informację jest tekst zawarty w powyższej książce. Autorom udało się sprawnie i celnie wyselekcjonować prawdziwe perły, z pośród legend i osadzić je w tak znakomitej oprawie artystycznej, za co szczerze im dziękuję!
Tytuł: Magiczne zawody. Kowal, czarodziej, alchemik
Autorzy: Paweł Zych, Witold Vargas
Wydawnictwo: Bosz
Seria: Legendarz
Artykuł MAGICZNE ZAWODY pochodzi z serwisu Rivski.
]]>Artykuł DZIKI GON W PODANIACH I LITERATURZE pochodzi z serwisu Rivski.
]]>W podaniach licznych kultur znaleźć można niesamowite wzmianki o przekraczających cienką, eteryczną barierę duchowego świata zjawach, które zwiastują liczne nieszczęścia, a ich ciągnąca po nieboskłonie kawalkada sieje śmierć i strach pośród żywych. Mowa, oczywiście, o Dzikim Gonie – straszliwym korowodzie widmowych łowców, których sens i cel, są dla śmiertelnych niemożliwe do pojęcia.
W dość ogólnym rozumieniu, Dziki Gon to demoniczny orszak złożony z widm pędzących po niebie. Upiory Gonu zdolne są do wielu bezeceństw i potworności. Kiedy pościg pojawia się na tle granatu nocy, znikają ludzie, jedni porwani siłą, inni oczarowani i zahipnotyzowani magicznym urokiem sami przystępują do pochodu. Ci którzy znikają, czasami powracają, odmienieni i zaskoczeni, bo niejednokrotnie od momentu ich zaginięcia do chwili powrotu zdążyło upłynąć kilka lub kilkaset lat. Gon traktowano także, jako zwiastun wszelakich katastrof – nadchodzących plag i wojen.
Za pierwowzór tego zjawiska uznaje się pochodzący z mitologii nordyckiej i germańskiej podniebny pochód walkirii, pędzących po dusze poległych wojowników, zabierających ich do Valhalli. Dawni mieszkańcy północy zjawisko zorzy polarnej przypisywali właśnie tym walecznym służkom Odyna, tłumacząc je jako błyski zbroi i bojowego rynsztunku. Z czasem jednak ten szlachetny obraz zatarł się i zmienił na bardziej złowieszczy. Wtedy też orszak walkirii przeistoczył się w Dziki Gon (niem. Wilde Jagd). Patronką upiorów stała się bogini Holda, zwana też Huldrą, która była małżonką Wotana. W tym miejscu należy wspomnieć o jeszcze jednym powiązaniu ze złośliwym bogiem północy. Dzikim Gonem zwano dawniej postacie Hari lub Herilaz, czyli prowadzącymi wieczną tułaczkę wojowników o bardzo wilczej naturze.
Zależnie od obszaru, z którego konkretna wersja mitu pochodziła, ogólny kształt „dzikich łowów” wyglądał nieco inaczej. W podaniach niemieckich i łużyckich przyjmują one postać licznego orszaku demonów i półdemonów pędzących na kos przez ludzkie sadyby i stodoły. Kaszubowie nazywali ich farmazonami, demonami mającymi swe korzenie w duszach zmarłych, złych i nieuczciwych za życia. Słowianie natomiast przenieśli część rdzennego mitu skandynawsko-niemieckiego na własne elementy kulturowe. I tak powstał Dziki Łowca, jednooki leśny demon, daleki kuzyn Leszego i germańskiego Wodana, zamieszkujący tereny północno-zachodniej Wielkopolski, Warmii i Mazur. Stwór ów nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla ludzi, lecz niech się ma na baczeniu ten, który wejdzie mu w drogę. Bez słowa, galopuje wściekle przed siebie, pod osłoną nocy i w towarzystwie sfory dzikich psów.
W mitologii cymryjskiej również spotkać można Gon, pod postacią pocztu sług boga Gwynna ap Nudd. Anglosasi mają swojego łowcę, Herna, rogatego przywódcę orszaku tamtejszych elfów, „sidhe”. Na uwagę zasługuje fakt, iż pierwotnym wzorem dla Herna był Cernunnos, zwany inaczej Rogatym Bogiem, małżonek Wielkiej Bogini. Sławę ów rogacz, oprócz „głośnego mariażu” zawdzięcza także gościnnym występom u Williama Szekspira i w kilku legendach o wyczynach Robin Hooda.
Same aes sidhe dzielą się na trzy podtypy – sluagh sidhe, latające istoty, potrafiące dowolnie poliformować oraz dwa rodzaje sidhe, jedne mogące stąpać po ziemi jedynie w porze nocnej i ich kuzyni strzegący leśnych ostępów i mrocznych jezior Szkocji i Irlandii. Elfy te są pozostałością Ludu Boginii Danu (Tuatha Dé Danann), prastarej nacji, która w zamierzchłych czasach przegrała walkę ze śmiertelnikami. Przegranym narzucono twarde warunki – zesłano ich na wieczne wygnanie do podziemi, do pagórków i kurhanów licznie występujących w irlandzkim krajobrazie. W prozie Andrzeja Sapkowskiego Dziki Gon przyjmuje bardzo podobne kształty do tych z legendy o Hernie. Ostatecznie to mieszanka licznych archetypów połączonych z wiodącym wzorem irlandzkim.
Podróżując po licznych mitach i legendach o straszliwym „dzikim polowaniu” można zorientować się, jak znaczne są także różnice w okresie pojawiania się na nieboskłonie. Pan Andrzej Sapkowski w swoich „Zapiskach znalezionych w smoczej jaskinii” wskazuje, że Dziki Gon wyrusza w swój przerażający pościg w tzw., „surowe noce” – w okresie od wigilii Bożego Narodzenia do święta Trzech Króli. Wspomniani wcześniej Hari, „wędrujące wilki”, rozpoczynały swe stadne wybryki pomiędzy pierwszym dniem maja a świętem Smahain, czyli popularnym dzisiaj Halloween. Trudno wytypować dokładny okres Łowów, jednak pewnym jest, że zawsze ma on miejsce późną nocą.
Widoczny jest związek z bóstwami, obchodami i symbolami natury jakie przewijają się nieustannie przez wszelkie, liczne wersje tego niezwykłego mitu o posłańcach śmierci. Jednak ta historia zrobiła również sporą karierę w literaturze i szeroko pojętej popkulturze. Oprócz historii o wspomnianym wcześniej mistrzu Szekspirze i opowieści o Robin Hoodzie, do zbioru dodać trzeba jeszcze legendę o Królu Arturze i o wiele młodszą traktującą o najsławniejszym żeglarzu Jej Królewskiej Mości, Sir Francisie Drake’u. O Dzikim Gonie napisał słów parę Stanisław Wyspiański w „Weselu”… jest też i w „Potopie” Sienkiewicza wzmianka o tym dziwacznym zjawisku. Jednak choć Gon zwiastuje tam wojnę i „klęski nadzwyczajne”, to elfy i walkirie zastąpili krzyżaccy bracia zakonni. Dopełnieniem bogatego repertuaru są m.in. „Żołdak i zło świata” pióra M. Moorcocka, „The Wild Hunt” od J. Yolen, a na ostatnim, honorowym miejscu znajdują się opowieści o wiedźminie Geralcie.
Od zarania dziejów, z bajęd powtarzanych z pokolenia na pokolenie przez stare babki, do dnia dzisiejszego i zmyślnych, kolorowych gier komputerowych. Legenda o chwalebnym kondukcie Odyna, opowieści o dumnym, acz pokonanym Ludzie Danu, na krwiożerczych wilkach Wotana kończąc – długą drogę musiał pokonać Dziki Gon. Mity mieszały się i przenikały, wypowiadano je w różnych językach i w różnych miejscach świata. I tak się już jakoś porobiło, że dziś nikt już nie wie, jak było na samym tej historii początku i ile w tym wszystkim prawdy. Ale kto wie, czy następna blada i tajemnicza pełnia nie przyniesie ze sobą przerażającej „surowej nocy”? I ostatecznie, czy to co jawi się na nocnym niebie podczas wieczornych spacerów to na pewno klucz zbłąkanych w przestrzeni gęsi? Jak to jednak z legendami często bywa, nic nie jest w nich pewne…
Artykuł DZIKI GON W PODANIACH I LITERATURZE pochodzi z serwisu Rivski.
]]>Artykuł SMOKI W POPKULTURZE pochodzi z serwisu Rivski.
]]>Mówi się, że przygoda warta jest zapamiętania dopiero wtedy, gdy znajdzie się w niej choć słowo o prastarej i łuskowatej bestii – smoku. Musi być w tym sporo prawdy, bo przez dekady ten monstrualny gad gościł regularnie na kartach książek, w filmach oraz grach. Jednak kiedy do akcji wkracza nieposkromiona i zuchwała w swych poczynaniach popkultura, wszystko zaczyna się przenikać, zmieniać barwy i zatracać pierwotny charakter. W mgnieniu oka, złotolubny i rubaszny stwór zamienia się w krwiożerczego potwora, by w kolejnej sekundzie objawić się jako „kotowaty” i całkiem przyjazny zwierzak o przyjacielskich zamiarach i zamiłowaniu do dań rybnych.
Wachlarz cech, rozmiarów i charakterów tych stworzeń w kulturze jest bardzo rozpięty. Dlatego przybywamy z pomocą i wspólnie z Wami poskromimy mniej lub bardziej znane ogniomioty, zwane dalej smokami.
Naszą podróż po tym niebezpiecznym terrarium rozpocząć należy od smoka klasycznego, tj. smoka z legend Starego Świata. Smok w założeniu pierwotnym przybierał postać olbrzymiego jaszczurowatego potwora. Kształtem ciała kojarzony był z ogromnym wężem. Jako bohater baśni, lub wręcz przeciwnie, opisywany był jako istota potężna, wręcz niezwyciężona. Jednak wraz ze zmianą szerokości geograficznej zmieniały się pozostałe szczegóły. Na ziemiach dawnych Słowian i Bałtów, smoki uważane był na równi, jako przyjaciele, i jako wrogowie. Wiązało się to z tym, iż nasi przodkowie utożsamiali smoki z bóstwami natury. Początkowo traktowano je jako bóstwa wodne, z czasem jednak smoki wyszły na ląd, zyskały szponiaste łapy, błoniaste skrzydła w ilości pary bądź kilku, i swymi licznym łbami poczęły nękać niewinnych ludzi oraz ich trzodę.
W odróżnieniu od środkowoeuropejskiego archetypu, na zachodzie smoki od samego początku identyfikowano ze złem, okrucieństwem i niemożliwą do pokonania ciemnością. Potwory lokalizowały swe gniazda zarówno w morskich głębinach, jak i w jaskiniach i górskich szczytach, by tam gromadzić swe niewyobrażalne skarby. Na nieboraka, który odważył się po owe bogactwa wyciągnąć swą niegodną rękę smok wytaczał różnoraki arsenał żywiołów i pocisków – od miotania gromami, po zianie ogniem.
Smok jest etymologicznie wyprowadzony z greckiego słowa drakon, znaczącego „bystrooki”. Od tego pochodzą dragon, dragone, Drache, drage, drake. To samo dotyczy Słowian, u których jest drakon, drak, dragan. I tylko Polacy wyłamali się z szeregu całkowicie: mamy nasze własne i niepowtarzalne słowo „smok”, które pochodzi od indoirańskiego słowa oznaczającego „połykanie”.
– Rękopis znaleziony w smoczej jaskini. Kompendium wiedzy o literaturze fantasy.
Andrzej Sapkowski
Dragon’s Breath by 88grzes
Gdy Europę zalała fala chrystianizacji oraz prężnie rozwijająca się kultura rycerska, definicję smoka ujednolicono, ponownie przyrównano do najgorszego zła ze wszystkich możliwych, a następnie przeprowadzono degradację i nazwano go najpotężniejszym z pośród… zwierząt.
Jak widać, wzloty i upadki smoków są niezależne od faktu posiadania skrzydeł.
Wracając na chwilę do prahistorii, należy nadmienić, że po raz pierwszy, w polskich źródłach pisanych, nazwę stwora wymienił w swej kronice Wincenty Kadłubek. Zapis mówił o potworze dręczącym gród Kraka, osiedlając się w jaskini pod Wawelem. Jego żarłoczność musiała być zaspokajana przez nieszczęsnych mieszkańców grodu, a jeśli nie wywiązywali się oni ze swej powinności w odpowiedniej liczbie sztuk bydła, potwór wyrównywał zapotrzebowanie na kalorie podwładnymi Kraka.
Poczet Smoków Polskich nie kończy się jednak na wawelskim gadzie. Wbrew pozorom jest ich kilka, a większość z nich jest mniej lub bardziej pamiętana, za sprawą licznych legend i podań… mamy więc trzynastogłowego potwora, królewicza zaklętego w ogniomiota, czy mieszkańca zamku w Baranowie Sandomierskim, zwanym pieszczotliwie „Małym Wawelem”.
Różne są też charaktery tych istot, przykładowo Wielkopolski smok był duchem opiekuńczym ogniska domowego, ale obdarzony typową dla regionu żyłką handlową, zabierał w zamian za usługę duszę biednego domownika. Smoki śląskie dla odmiany pracowały za tak zwany „wikt i opierunek”, pomnażając bogactwo gospodarza, u którego mieszkały.
I tutaj kończymy naszą wycieczkę… przemierzyliśmy rycerskie eposy oraz literaturę popularną. Poznaliśmy całkiem poważne kino, i parę bajek dla najmłodszych. A to co jest pewne to to, że nie ma dwóch identycznych smoków, bo zawsze różnić się będą liczbą łbów, brakiem skrzydeł, rozpiętością menu, lub rodzimym akcentem. Zachęcamy serdecznie do zapoznania się z innymi członkami smoczej rodziny, których znaleźć można, m.in. w publikacji „Księga smoków polskich”.
Mamy pełną świadomość tego, że „smocza” lista mogłaby mieć jeszcze kilkadziesiąt stron… ogniomioty wyróżnione w powyższym tekście to nasz subiektywny wybór, wynikający z popularność poszczególnych okazów w popkulturze, oraz naszych redakcyjnych sympatii.
Jeśli macie swoich kandydatów, podzielcie się waszym wyborem w komentarzach!
Artykuł SMOKI W POPKULTURZE pochodzi z serwisu Rivski.
]]>